Matti Friedman
Wiele lat temu wracałem pewnej nocy z Betlejem po reporterskiej
wyprawie i przechodziłem przez punkt kontrolny izraelskiego wojska
między tym miastem a sąsiednią Jerozolimą, w której mieszkam.
Towarzyszyły mi dziesiątki palestyńskich trzydziestolatków, moich
rówieśników.
Przy wejściu do punktu granicznego nie było widać żadnych żołnierzy,
którzy służą tam jako “filtr” przeciwko zamachowcom-samobójcom.
Zobaczyliśmy tylko stal i beton. Przeszedłem za innymi mężczyznami
surowym korytarzem przez wykrywacz metalu i wykonywałem polecenia, które
podawał ujadający głośnik – zdejmij swój pas, podnieś koszulę! Głos
należał do żołnierza, który oglądał nas za pośrednictwem kamery
przemysłowej. Po wyjściu z “checkpointu” poprawiałem pasek od spodni i
koszulę, tak jak inni i czułem się trochę mniej niż 100-procentowy
człowiek i wtedy (nie pierwszy raz) zrozumiałem, że takie uczucie może
popchnąć kogoś do przemocy.
Konsumenci wiadomości rozpoznają w tej scenie izraelską okupację
Zachodniego Brzegu, która utrzymuje 2.5 mln Palestyńczyków na tym
terytorium pod wojskową władzą od 1967 roku. Fakty dotyczące tej
sytuacji nie są właściwie kwestionowane. To powinno być źródłem
zmartwienia dla Izraelczyków, których demokracja, wojsko i społeczeństwo
są skażone nierównościami na Zachodnim Brzegu. To też nie jest
właściwie kwestionowane.
Pytanie, które musimy zadać, jako światowi obserwatorzy, to dlaczego
ten konflikt zyskuje więcej uwagi niż jakikolwiek inny i dlaczego jest
opisywany w szczególny sposób. Jak wydarzenia w kraju, który stanowi
0.01% powierzchni świata, stały się źródłem niepokoju, wstrętu i
potępienia bardziej niż cokolwiek innego? Musimy zapytać w jaki sposób
Izraelczycy i Palestyńczycy stali się wystylizowanym symbolem konfliktu
silnych i słabych, dzięki którym Olimpijczycy z Zachodu wykonują swoje
sztuczki. Nie stało się tak z Turkami i Kurdami, Chińczykami Han i
Tybetańczykami, brytyjskimi żołnierzami i irackimi muzułmanami, irackimi
muzułmanami i irackimi chrześcijanami, ani z saudyjskimi szejkami i
saudyjskimi kobietami, Hindusami i Kaszmirczykami czy kartelami
narkotykowymi i meksykańskimi wieśniakami.
Zadawanie takich pytań nie jest w żadnym wypadku próbą uniknięcia
albo zasłonięcia rzeczywistości, więc dlatego zacząłem od punktu
kontroli granicznej w Betlejem. Jest wręcz przeciwnie. Każdy, kto chce w
pełni rozpoznać rzeczywistość, nie może uciec od tego pytania. Moje
dziennikarskie doświadczenia dostarczają częściowej odpowiedzi, a także
podnoszą kwestie, które wykraczają poza ramy dziennikarstwa.
Pisałem z Izraela o Izraelu przez większość minionych 20 lat, odkąd się tutaj przeprowadziłem z Toronto w wieku 17 lat.
Pięć i pół roku przepracowałem jako reporter dla amerykańskiej
agencji prasowej The Associated Press, a między 2006 a 2011 rokiem
powoli zacząłem sobie zdawać sprawę z pewnych ułomności, które
towarzyszą opisywaniu Izraela – powtarzające się zaniedbania i
pominięcia, rozdmuchane afery, a także decyzje, które były podejmowane
nie z dziennikarskich, a z politycznych powodów, i wszystko w ramach
relacji, którą obsługuje więcej dziennikarzy niż jakąkolwiek inną
międzynarodową historię na ziemi.
Kiedy pracowałem w jerozolimskim biurze The Associated Press, to
Izrael opisywało więcej pracowników tej agencji niż Chiny czy Indie albo
niż wszystkie 50 krajów Afryki subsaharyjskiej. To jest reprezentatywne
dla całego dziennikarskiego przemysłu
Na początku 2009 roku, żeby podać przykład takich rutynowych decyzji
redaktorskich, o których wspominałem, dostałem polecenie od
przełożonych, żeby opisać historię z drugiej ręki, wziętą z izraelskiej
gazety, która napisała o obraźliwych T-shirtach noszonych podobno przez
izraelskich żołnierzy. Nie mieliśmy żadnego potwierdzenia prawdziwości
tej historii, a swoją drogą nie ma wiele historii pokazujących co
amerykańscy marines albo brytyjscy żołnierze piechoty mają wytatuowane
na klatach albo ramionach. Jednak koszulki noszone przez izraelskich
żołnierzy okazały się godne uwagi w oczach jednej z najpotężniejszych
agencji informacyjnych na świecie. Działo się tak dlatego, że chcieliśmy
wskazać albo powiedzieć wprost, że izraelscy żołnierze są przestępcami
wojennymi, a każdy szczegół wspierający taki portret, miał być
wykorzystany. Wiele światowych agencji informacyjnych napisało o tych
T-shirtach.
W tym samym czasie wielu żołnierzy izraelskich było anonimowo
cytowanych w gazetce szkolnej, w której mówili o nadużyciach, których
mieli być świadkami podczas walki w Gazie. Napisaliśmy o tym nie mniej
jak 3 oddzielne materiały, chociaż cytowanie ludzi, których tożsamość
jest nieznana dla reporterów, jest (z uzasadnionego powodu) zabronione
przez wewnętrzne przepisy The Associated Press. Ta historia również
bardzo pasowała do naszej linii. Z czasem żołnierze zaprzeczyli, że byli
świadkami scen, które podobno opisali, a uczniom dawali przykłady i
opowiadali po prostu o horrorach i moralnych wyzwaniach związanych z
walką. Oczywiście było już za późno.
W tych samych miesiącach na początku 2009 roku dwaj reporterzy z
naszego biura dotarli do szczegółów oferty pokojowej dla Palestyńczyków
złożonej przez izraelskiego premiera Ehuda Olmerta kilka miesięcy
wcześniej, która była przez nich uznana za niewystarczającą. Propozycja
polegała na utworzeniu palestyńskiego państwa w Strefie Gazy i na
Zachodnim Brzegu z Jerozolimą jako wspólną stolicą. To powinna być jedna
z najważniejszych historii w roku. Ale izraelska oferta pokojowa i
odrzucenie jej przez stronę palestyńską nie pasowało do naszej narracji.
Szef biura kazał reporterom zignorować propozycję Olmerta i tak się
stało pomimo tego, że jeden z nich wściekle protestował i nazwał tę
decyzję “największą porażką jaką widział w dziennikarstwie od 50 lat”.
Jednak to bardzo pasowało nie tylko do praktyki The Associated Press,
ale też do praktyki innych agencji prasowych. Złe koszulki żołnierzy
zasługiwały na nagłośnienie. Anonimowe i nieweryfikowalne opowieści
żołnierzy o nadużyciach były warte aż trzech historii. Pokojowa
propozycja izraelskiego premiera złożona palestyńskiemu prezydentowi
miała w ogóle nie być opisywana.
Niszczenie własności palestyńskiej zasługuje na reportaż.
Neo-nazistowskie wiece na palestyńskich uniwersytetach albo w
palestyńskich miastach już nie. Widziałem zdjęcia takich wyciszonych
manifestacji wiele razy. Żydowska nienawiść w stosunku do Arabów
zasługuje na opisywanie. Arabska nienawiść do Żydów już nie. Nasza
polityka, w The Associated Press na przykład, polegała na nie
wspominaniu o tym, że karta założycielska Hamasu pisze o tym, że Żydzi
wywołali I i II wojnę światową, rewolucję francuską i rosyjską, co
pokazuje sposób myślenia jednego z najbardziej wpływowych aktorów w tym
konflikcie. 100 domów w osadzie na Zachodnim Brzegu stanowi dobry temat.
100 rakiet przeszmuglowanych do Gazy już nie. Budowanie potęgi
militarnej Hamasu na zamieszkałych przez ludność cywilną terenach w
Gazie nie jest tematem. Ale izraelska akcja wojskowa, która reaguje na
to zagrożenie, jest doskonałym tematem. Widzieliśmy jak to działało
latem 2014 roku. Odpowiedzialność Izraela za śmierć ludności cywilnej –
to dobry temat. Odpowiedzialność Hamasu za śmierć cywilów już nie. Każdy
reporter międzynarodowej prasy, jeśli pracuje dla AP, Reutersa, CNN,
BBC albo innej firmy, momentalnie rozpozna te przykłady, które podałem,
jako standardowe procedury.
W czasie mojej pracy dla korporacji medialnej w Izraelu widziałem od
środka jak izraelskie potknięcia są skrupulatnie analizowane i
nagłaśniane, a potknięcia wrogów Izraela są celowo wymazywane. Widziałem
jak zagrożenia, z którymi mierzy się Izrael, były lekceważone albo
wyśmiewane jako wymysły izraelskiej wyobraźni i to nawet jeśli te
zagrożenia się urzeczywistniały raz za razem. Widziałem jak fikcyjny
obraz Izraela i jego wrogów jest produkowany, polerowany i propagowany,
żeby osiągnąć dewastujący efekt poprzez podkręcanie pewnych detali i
pomijanie innych, a także prezentowanie efektów tej pracy jako
“prawdziwego obrazu rzeczywistości”.
Nie myślmy jednak, że to nowość, tak już działo się w przeszłości.
Być może pamiętamy Gerorga Orwella i jego uwagi na temat dziennikarstwa z
czasów wojny domowej w Hiszpanii: “Dosyć wcześnie w życiu zauważyłem,
że żadne wydarzenie nie jest nigdy prawidłowo opisywane w gazetach, ale w
Hiszpanii, po raz pierwszy, widziałem reportaże prasowe, które nie mają
nic wspólnego z rzeczywistością. Nie mają nawet takiego związku jaki
wynika ze zwykłego kłamstwa. Tak naprawdę widziałem historię pisaną, ale
nie w sensie, że coś się stało, ale że coś “powinno się było stać”
zgodnie z partyjnymi dyrektywami”. Pisał to w roku 1942.
Z czasem zrozumiałem, że nieprawidłowości, których byłem świadkiem i w
których brałem udział, nie były wyłącznie domeną The Associated Press.
Zauważyłem, że były częścią szerszego problemu sposobu funkcjonowania
prasy i tego jak prasa ocenia swoją pracę. Międzynarodowe media
relacjonujące z Izraela nie są już obserwatorami konfliktu, ale graczami
w tym konflikcie. Media oddaliły się od ostrożnego wyjaśniania i poszły
w kierunku politycznego współudziału w zbrodniach tej strony, której
przyznali rację.
One cenią rodzaj pewnej jedności ideologicznej, od której nie wolno
ci odejść, więc zaczynając od ograniczonego krytykowania niektórych
decyzji redakcyjnych, teraz szeroko krytykuję prasę.
W końcu jednak zdałem sobie sprawę, że nawet kwestia prasy nie
wyczerpuje tego tematu. […] Wielu dziennikarzy chciałoby wierzyć, że
wiadomości są tworzone przez jakiś rodzaj algorytmu – to mechaniczny, a
nawet naukowy proces, w którym wkłada się wydarzenia, potem obrabia, a
na końcu prezentuje. Ale wiadomości są niedoskonałą i całkowicie ludzką
sprawką i powstają w wyniku interakcji między źródłami, reporterami i
wydawcami, którzy wszyscy niosą bagaż swoich środowisk i którzy
przejawiają, podobnie jak do pewnego stopnia wszyscy, uprzedzenia swoich
grup.
Po ostatniej wojnie w Gazie latem zeszłego roku i w świetle ostatnich
wydarzeń w Europie z ostatnich miesięcy powinno być jasne, że dzieje
się coś głęboko toksycznego. Zrozumienie tego, co to jest, pomoże nam,
moim zdaniem, zrozumieć coś bardzo ważnego nie tylko o dziennikarstwie,
ale i o zachodnim umyśle i tego jak ten zachodni umysł widzi świat.
To, co się przedstawia jako krytyka polityczna, analiza lub
dziennikarstwo, zaczyna coraz bardziej i bardziej brzmieć jako nowa
wersja dużo starszych narzekań: Żydzi są sprawcami kłopotów, negatywną
siłą światowych wydarzeń, a gdyby ci ludzie, jako całość, mogliby zostać
jakoś usunięci, to nam wszystkim byłoby lepiej. To jest albo powinien
być dzwonek alarmowy i to nie tylko dla ludzi sympatyzujących z Izraelem
lub zajmujących się sprawami żydowskimi. To co jest teraz grane ma
mniej wspólnego ze światem polityki, a więcej wspólnego ze światem
psychologii i religii. I ma mniej wspólnego z Izraelem, niż z tymi,
którzy go potępiają.
Okupacja Zachodniego Brzegu, od której zacząłem, wydawałaby się
sercem tej opowieści i przyczyną tego konfliktu przedstawianego jako
najważniejszy na świecie. Zatem w kilku słowach o tej okupacji.
Okupacja zaczęła się w 1967 roku w wyniku wojny [sześciodniowej].
Okupacja nie jest konfliktem, który oczywiście zaczął się przed tą
okupacją. Jest symptomem tego konfliktu, który będzie trwał nawet jeśli
się rozwiąże jakoś jego objawy. Jeśli popatrzymy na Zachodni Brzeg,
który jest obecnie jedynym palestyńskim terytorium okupowanym przez
Izrael i jeśli włączymy w to Jerozolimę, to zobaczymy że na tym
terytorium w 2014 roku straciło życie 60 osób – Palestyńczyków i
Izraelczyków. Zakończenie okupacji uwolniłoby Palestyńczyków spod
izraelskich rządów, a wolnych Izraelczyków od władania ludźmi, którzy
nie chcą być przez nich rządzeni. Obserwatorzy Bliskiego Wschodu w 2015
roku także rozumieją, że koniec okupacji stworzyłby próżnię, która
podobna jak inne próżnie w regionie, nie została by zapełniona siłami
demokracji i nowoczesności (które w tej części świata są słabe i
nędzne), ale przez potężnych i bezlitosnych ekstremistów. To jest lekcja
wypływająca z wydarzeń na Bliskim Wschodzie w ostatnich latach. Tak się
stało w Iraku, Syrii, Jemenie, Egipcie, a wcześniej w Strefie Gazy i
południowym Libanie. Z mojego domu w Jerozolimie można tego samego dnia
dojechać samochodem do Aleppo i Bagdadu. Stworzenie nowego placu zabaw
dla tych sił sprowadzi żołnierzy radykalnego islamu w czarnych maskach
na odległość kilku metrów od izraelskich domów, które będą zagrożone
atakami moździerzowymi, rakietami i przemytniczymi tunelami. Zginą
tysiące ludzi. W sposób oczywisty zagrożeni będą palestyńscy
chrześcijanie, kobiety, osoby homoseksualne i postępowi ludzie, którzy
będą cierpieli jako pierwsi. A w konsekwencji uczyniłoby to Izrael
strefą nie nadającą się do życia i zniszczyłoby to jedyną postępową
przestrzeń Bliskiego Wschodu, jedyne żydowskie państwo na świecie, które
jest bezpieczną przystanią dla mniejszości. Żadne międzynarodowe
gwarancje, zaangażowanie i żadne wspierane przez Zachód władze czy
trenowane przez Zachód wojsko nie będzie w stanie temu zapobiec, tak jak
nie zapobiegło tego w Iraku. Świat powita ten wynik ze szczerym
współczuciem. Wiele lat temu, podobnie jak wielu ludzi o przekonaniach
lewicowych, odrzucałem ten scenariusz jako apokaliptyczną brednię.
Tylko, że to nie jest brednia. To najbardziej prawdopodobny scenariusz.
Ludzie, którzy obserwują ten konflikt z oddali, zostali przekonani,
że Izrael stoi przed prostym wyborem między okupacją a pokojem. Ten
wybór jest fikcją. Mówi się, że Palestyńczycy mają wybór między
izraelską okupacją a niezależną demokracją. Ten wybór również jest
fikcją. Żadna strona nie ma jasnego wyboru oraz prostych wyników. Mamy
tutaj konflikt w regionie konfliktów, który nie ma oczywistego
złoczyńcy, ani oczywistej ofiary, ani oczywistego rozwiązania. Jest to
jeden z setek albo tysięcy etnicznych, narodowych i religijnych sporów
na ziemi.
Jedyną narodową grupą poddawaną obecnie w zachodnim świecie bojkotowi
są Żydzi, którzy pojawiają się teraz za pomocą wygodnego eufemizmu
“Izraelczyków”. Jedyny kraj, który ma swój własny “tydzień apartheidu”
na uczelniach to żydowskie państwo. Protestujący próbowali przerwać
rozładunek izraelskiego statku na zachodnim wybrzeżu USA, a także
regularnie pojawiają się wezwania do bojkotowania wszystkiego
wyprodukowanego w państwie żydowskim. Nie ma żadnych podobnych praktyk w
stosunku do jakiejkolwiek grupy etnicznej lub narodowej, bez znaczenia
jakie złowrogie pogwałcenia praw człowieka są przypisywane krajowi ich
pochodzenia.
Każdy, kto kwestionuje te praktyki, będzie zakrzyczany hasłem
“okupacja!”, jakby to wystarczało za odpowiedź. A nie wystarcza. Wiele z
tych osób, które chciałyby to zakwestionować, nie ma odwagi tego zrobić
ze strachu przed posądzeniem o wspieranie okupacji. Dawny geopolityczny
dylemat niewielkich rozmiarów w skali świata został wyniesiony do rangi
najważniejszego światowego pępka łamania praw człowieka.
Ludzkie koszty bliskowschodnich przygód Ameryki i Wielkiej Brytanii w
tym wieku były dużo wyższe i dużo trudniejsze do wytłumaczenia od tego,
co kiedykolwiek zrobił Izrael. Oba kraje stosowały okupację, a przemoc,
którą wyzwolili, nadal trwa nawet w tej chwili kiedy to mówię Nikt nie
bojkotuje amerykańskich czy brytyjskich profesorów. Turcja jest
demokracją i krajem członkowskim NATO, ale jej okupacja północnego Cypru
i długi konflikt z bezpaństwowymi Kurdami – wielu z nich widzi siebie
jako ofiary okupacji – są traktowane z przymrużeniem oka. Nie ma żadnego
“tureckiego tygodnia apartheidu”. Świat jest pełen niesprawiedliwości.
Miliardy ludzi padają ofiarami przemocy. W Kongo 5 milionów ludzi nie
żyje. Nadszedł czas dla każdego, żeby przyznać, że ta modna niechęć dla
Izraela panująca wśród wielu ludzi na Zachodzie jest wybiórcza,
nieproporcjonalna i dyskryminująca.
Jest po prostu zbyt wiele głosów pochodzących ze zbyt wielu miejsc,
które wypowiadają się w równie zatruty sposób, co dla nas stanowi
wniosek, że jest to wąska krytyka okupacji. Już czas, żeby ludzie
podnoszący te oskarżenia, dobrze się sobie przyjrzeli. Nazwanie i
zrozumienie tego sentymentu jest ważne, bo staje się on jednym z
najważniejszych trendów intelektualnych naszych czasów. Możemy myśleć o
tym jako o “kulcie okupacji”. Ten system wierzeń wykorzystuje okupację
jako sposób mówienia o innych rzeczach.
Jak zwykle w religiach zachodnich centrum dla tego fenomenu stanowi
Ziemia Święta. Ten dogmat zakłada, że okupacja nie jest takim konfliktem
jak wszystkie inne, ale że jest to symbol konfliktu: maleńki kraj
zamieszkiwany przez prześladowaną mniejszość Bliskiego Wschodu jest w
rzeczy samej symbolem chorób toczących świat zachodni – kolonializm,
nacjonalizm, militaryzm i rasizm. Podczas ostatnich zamieszek w
amerykańskim Ferguson (Missouri), pojawił się na przykład znak
wzniesiony przez maszerujących, który porównywał traktowanie
Afroamerykanów przez amerykańską policję do Palestyńczyków rządzonych
przez Izrael. Kapłanów tego kultu można znaleźć wśród aktywistów,
ekspertów organizacji pozarządowych i zideologizowanych dziennikarzy,
którzy zamienili opisywanie konfliktu w katalogowanie żydowskich
ułomności moralnych, tak jakby izraelskie społeczeństwo różniło się od
dowolnej ludzkiej zbiorowości na naszej planecie, albo jakby Żydzi
zasługiwali na to, żeby z nich szydzić, bo niegdyś cierpieli i nie stali
się w wyniku tego cierpienia ludźmi bez skazy.
Większość moich byłych kolegów z medialnych korporacji to nie są
stuprocentowi członkowie tej grupy ludzi. Oni nie całkiem wierzą w tę
ideologię. Ale bojkotowanie Izraela i tylko Izraela, które jest jednym z
najważniejszych obrzędów tego kultu, zdobywa znaczące poparcie w
prasie, również wśród wydawców, którzy byli moimi przełożonymi. Sympatia
dla kłopotów Izraela jest wysoce niepopularna wśród pewnych społecznych
kręgów i każdy kto chce być zapraszany na odpowiednie przyjęcia albo
dostać awans, powinien się jej wystrzegać. To określa sposób
pisania i wyjaśnia dlaczego wydarzenia z letniej wojny w Gazie nie były
pokazywane jako skomplikowana wojna jak wiele innych wojen toczonych w
tym wieku, ale jako masakra na niewinnych. To wyjaśnia też coś
innego. Ten sposób myślenia stał się tak dominujący, że jeśli się chce
brać udział w liberalnej intelektualnej debacie na Zachodzie, to trzeba
przynajmniej pozornie popierać ten dogmat – zwłaszcza jak jesteś Żydem i
dlatego jesteś podejrzewany o niewłaściwe sympatie. Jeśli jesteś Żydem z
Izraela, to twoje uczestnictwo w takiej debacie staje się coraz
bardziej uzależnione od tego czy będziesz się samobiczował. Twoje
uczestnictwo w rzeczy samej jest wysoce niepożądane.
Więc co właściwie się dzieje?
Obserwatorzy historii zachodniej rozumieją, że w czasach chaosu i
niezadowolenia albo wielkiego fermentu ideologicznego, negatywne
sentymenty zaczynają się zbierać nad głowami Żydów. Dyskusje nad
wielkimi tematami niezależnie od czasów kończą się rozmowami na temat
Żydów.
Pod koniec XIX wieku społeczeństwo Francji było rozdarte zderzeniem
starej Francji (symbolizowanej przez armię i kościół) oraz nowej Francji
liberalizmu i rządów prawa. Francuzi byli zajęci definicją tego kto
jest Francuzem, a kto nie jest. Francuzi wtedy lizali rany po militarnym
upokorzeniu ich przez Prusy. Całe te emocje wybuchły wokół postaci
Żyda, Alfreda Dreyfusa, który został oskarżony o zdradę Francji na rzecz
Niemiec. Jego oskarżyciele wiedzieli, że był niewinny, ale to nie miało
znaczenia, był symbolem tego wszystkiego, co oni chcieli potępić.
Inny przykład: w latach 20. i 30. XX wieku Niemcy byli zajęci swoim
upokorzeniem w wyniku I wojny światowej. To zaczęło dyskusje o
żydowskich zdrajcach, którzy wbili Niemcom nóż w plecy. Niemcy zajmowali
się też problemami swojej gospodarki, a to doprowadziło do debaty nad
żydowskim bogactwem i żydowskimi bankierami.
W czasach wzmacniania się komunizmu i Zimnej Wojny, komuniści
walczyli ze swoimi przeciwnikami krzycząc o żydowskich kapitalistach i
kosmopolitach albo żydowskich lekarzach spiskujących przeciwko państwu. W
tym samym czasie w kapitalistycznych społeczeństwach zagrożonych przez
komunizm potępiało się żydowskich bolszewików.
To jest twarz tej powracającej obsesji. Dziennikarz Charles Maurras
napisał w 1911 roku, że “wszystko wydaje się niemożliwe albo strasznie
trudne, jeśli nie użyje się antysemityzmu, który stawia wszystko na
swoim miejscu i czyni wszystko prostym”.
Dzisiejszy świat jest zajęty uczuciem winy z powodu używania siły.
Dlatego właśnie Żydzi w swoim państwie są pokazywani w prasie i w innych
miejscach jako najlepszy przykład na nadużywanie władzy. Dlatego dla
tak wielu ludzi to żydowski żołnierz albo żydowski osadnik wzorami
światowego złoczyńcy numer 1. Nie dlatego, że osadnik lub żołnierz
odpowiadają za więcej zła niż ktokolwiek inny na świecie, bo żadna
przytomna osoba by tego nie powiedziała. Dzieje się tak raczej dlatego,
że to są spadkobiercy żydowskich bankierów albo żydowskich
komunistycznych komisarzy z przeszłości. Bo kiedy moralne kalectwo
podnosi swoją głowę w zachodniej wyobraźni, to zwykle ma na głowie
jarmułkę (kipę).
Można by oczekiwać, że zwiększająca się skala i złożoność konfliktów
Bliskiego Wschodu z czasem przyćmi fiksację na punkcie Izraela w oczach
prasy i innych obserwatorów. Izrael jest, jakby nie patrzeć, mało
istotną areną. Liczba ofiar w Syrii tylko w ciągu 4 ostatnich
lat przekroczyła liczbę ofiar konfliktu arabsko-żydowskiego w całym
stuleciu. Liczba śmiertelnych ofiar z 2014 roku na Zachodnim Brzegu i w
Jerozolimie to zaledwie jeden poranek w Iraku.
A jednak przez te ostanie lata obsesja na punkcie Izraela jeszcze wzrosła.
To nie będzie miało sensu, jeśli nie zrozumiemy, że ludzie nie są
zafiksowani na punkcie Izraela pomimo tego, że tyle się dzieje dookoła.
Oni się koncentrują na Izraelu właśnie dlatego, że tak dużo się dzieje.
Tak jak napisał Maurras – kiedy użyje się Żyda za symbol tego
wszystkiego, co jest złe, to wszystko układa się w jedną całość i
upraszcza analizę.
Kilka ostatnich dziesięcioleci przyniosło Zachodowi konflikt ze
światem islamskim. Terroryści zaatakowali Nowy Jork, Londyn, Madryt, a
teraz Paryż. Ameryka i Wielka Brytania wywołały rozpad Iraku na kawałki z
setkami tysięcy trupów. Afganistan był okupowany, życie straciły
tysiące zachodnich żołnierzy i niezliczeni cywile. Ale Talibowie mają
się dobrze i nie udało się ich pokonać. Usunięto Kadafiego, a w Libii
wcale nie dzieje się lepiej. Wszystko to jest mało zachęcające i wprawia
w zakłopotanie. To powoduje, że ludzie zaczynają szukać odpowiedzi i
wyjaśnień, a te jakoś się nie pojawiają.
Właśnie w tym kontekście chwycił “kult okupacji”. To idea, że
problemy bliskowschodnie mają coś wspólnego z żydowską arogancją i
perfidią… To się pojawia coraz silniej na uczelniach, w związkach
zawodowych oraz w medialnych fiksacjach na punkcie Izraela. To jest
projekcja, której głównym instrumentem jest prasa.
Reporter BBC poinformował francuską Żydówkę, z którą
przeprowadzał wywiad [na żywo] po tym jak muzułmański terrorysta
zamordował czterech Żydów w paryskim supermarkecie z koszerną żywnością,
że “wielu krytyków polityki Izraela zasugerowałoby, że Palestyńczycy
też bardzo cierpieli z żydowskich rąk”. A zatem wszystko można
powiązać z okupacją, a Żydzi mogą być oskarżani nawet o ataki przeciwko
nim. To nie jest głos sprawców, ale głos tych, którzy im to umożliwiają.
Głos tych “umożliwiaczy” jest dużo mniej szczery od głosów
sprawców tych zbrodni i dużo bardziej niebezpieczny, bo kryje się za
wytwornym językiem angielskim. Ten głos jest pewny siebie i coraz
bardziej głośny. To właśnie dlatego tak wielu europejskich Żydów w 2015
roku znowu zerka na swoje walizki.
Liczba Żydów na Bliskim Wschodzie w porównaniu do Arabów to 1 do 60, a w porównaniu do wszystkich muzułmanów to 1 do 200. Połowa
izraelskich Żydów znalazła się w Izraelu, bo ich rodziny zostały
wypędzone ze swoich domów w XX wieku nie przez europejskich chrześcijan,
ale przez muzułmanów z Bliskiego Wschodu.
Izrael ma obecnie Hezbollah na swojej północnej granicy, Al-Kaidę na
granicy południowej i północno-wschodniej oraz Hamas na granicy ze
Strefą Gazy. Żadna z tych grup nie chce zakończenia okupacji, ale
otwarcie mówią o zniszczeniu całego Izraela. Podawanie tych faktów jest
naiwnością. Bo fakty nie mają znaczenia. Żyjemy w świecie symboli. W tym
świecie
symbolem zła jest Izrael, a nie Hamas, Hezbollah, Wielka
Brytania, Ameryka czy Rosja.
[…]
Byłem nie tak dawno temu w Tel Awiwie na bulwarze Rothschilda.
Miasto pulsowało życiem. Oznaki dobrej koniunktury były wszędzie – w
odnawianych budynkach zbudowanych w stylu “Bauhaus”, w jakości ubrań
ludzi na ulicach, w sklepach. Patrzyłem na spacerujących ludzi,
dzieciaki ze fajnymi rowerami i tatuażami, ludzi biznesu, kobiety z
mężczyznami, kobiety z kobietami, mężczyzn z mężczyznami, którzy wszyscy
rozmawiali w języku Biblii i żydowskiej modlitwy. Wtedy latem rakiety
Hamasu były już wspomnieniem sprzed kilku miesięcy zagubionym wśród
rozszalałego i pełnego energii życia kraju. Wszędzie widziałem dźwigi,
które wznosiły nowe budynki. Były tam dzieci szkolne z dużymi
tornistrami oraz rodzice z wózkami. Słyszałem język arabski, rosyjski,
francuski. Życie kraju toczyło się swoim rytmem, co łatwo
przegapić, jeśli widzi się tylko groźby i nienawiść. Zawsze groźby i
nienawiść były obecne, ale nigdy nas nie zatrzymały. Mamy wrogów i
przyjaciół. Psy szczekają, a karawana idzie dalej.
Jedną z kwestii, przed którą stoimy, jest pytanie o to, co decyduje o
zwycięstwie w nowoczesnych wojnach. W XXI wieku, kiedy już nie zdobywa
się albo traci pola bitwy, kiedy ziemia nie zmienia właścicieli, a nikt
już się nie poddaje, to co to znaczy wygrywać?
Wygrana już nie jest zdobywana na polu bitwy. Rozstrzyga się w
centrum, w samym społeczeństwie. Kto zbudował lepsze społeczeństwo? Kto
zapewnił lepsze życie dla ludzi? Gdzie jest więcej optymizmu? Gdzie
można znaleźć najbardziej szczęśliwych ludzi? Raport o szczęściu na
świecie postawił Izrael na 11. miejscu. Wielka Brytania znalazła się
dopiero na 22. miejscu.
Intelektualni przeciwnicy Izraela mogą gardłować o moralnych upadkach
Żydów, maskując swoje obsesje w dowolnie wymyślny sposób. Bandyci
Hamasu i ich sojusznicy mogą krzyczeć o swoim zwycięstwie ze zwałów
gruzu. Mogą odpalać rakiety i ostrzeliwać supermarkety. Ale jeśli
spojrzycie na Tel Awiw, albo jakąkolwiek kwitnącą dzielnicę Jerozolimy,
Netanii, Riszon LeCyjon albo Hajfy, to zrozumiecie, że to jest
zwycięstwo. To właśnie tam wygraliśmy i wygrywamy każdego dnia.
Tłumaczenie: redakcja Erec Israel
Pierwsza publikacja polskiego tłumaczenia na portalu Erec Israel
Oryginał tutaj.